Czytelnicy piszą
Dziś zamieszczamy trzy
listy, które niedawno otrzymaliśmy. Pierwszy z nich to list od, jak często mawiamy,
"starego bojownika Prawdy" i nie przypadkiem umieszczamy go na początku.
Niech skłoni nas do refleksji, bo ciągle są jeszcze wśród nas bracia, o których
życiu możemy powiedzieć krótko - "służba" albo napisać grubą książkę.
Pamiętajmy o nich... Pozostałe dwa listy mówią wprost lub pośrednio o chrześcijańskiej
odwadze, której warto się uczyć. Za listy bardzo dziękujemy i oczekujemy na
następne.
Redakcja
List pożegnalny
Do wszystkich umiłowanych Braci i Sióstr w Polsce, Ukrainie i na całym
świecie! Po wielu latach, będąc uczestnikiem Niebieskiego Powołania, zanim odejdę
z tej ziemi do naszej Niebiańskiej Ojczyzny, pragnę pożegnać się ze wszystkimi
umiłowanymi Braćmi i Siostrami znanymi mi osobiście i tymi, których nie znam.
Przed kilkoma laty w "Na Straży" został umieszczony artykuł
"Moja droga do Prawdy", którego jestem autorem. Wyznaję przed
Ojcem Niebieskim i Panem Jezusem Chrystusem, że 'Pamiętam dzień, co światła
krąg roztoczył nad umysłem mym'. Miłość moja do Braci była i jest zawsze szczera.
Z powodu doczekania wieku lat sędziwych nie mam już tej sposobności spotykania
się z braćmi. Lecz zawsze o Was myślę i modlę się za wszystkimi, byśmy mogli
znaleźć się u Pana jako członkowie Oblubienicy Barankowej. Nigdy nie miałem
zamiaru komukolwiek z braci wyrządzić jakiejś przykrości, co jednak mogło się
zdarzyć. Więc jeśliby ktoś z braci miał jakiś ból w sercu przeze mnie, proszę
o wybaczenie według zasady: 'Odpuść nam nasze winy jako i my odpuszczamy'. Proszę
więc wszystkich braci i siostry o pamięć w modlitwach Waszych za mną. Ja czynię
to codziennie za Wami wszystkimi.
Niech dobry Bóg w ciężkich próbach i doświadczeniach dodaje Wam siły
w tej godzinie pokuszenia. Dla wszystkich Braci z pracy międzyzborowej proszę
o szczególne błogosławieństwo Ojca Niebieskiego.
Piotr Gowda, Kalisz, kwiecień 2003 r.
Droga Redakcjo!
Zaciekawiły mnie trzy zagadnienia poruszone na łamach "Wędrówki"
i "Na Straży". Przeczytałam wszystkie listy od czytelników, zamieszczone
w ostatnich numerach tych czasopism, a dotyczące zagadnień: "Dlaczego chcemy
być w niebie?", "O przemocy" i "O przekraczaniu dozwolonej
prędkości". Pod wszystkimi myślami podpisuję się w całej pełni. Mam te
same myśli i odczucia dotyczące tych kwestii. Co do zagadnienia dotyczącego
przemocy to mogę coś na ten temat napisać. Otóż z przemocą spotykamy się na
co dzień i od święta. (...) Wychodzę z założenia, że chrześcijanin nie powinien
być obojętny i nie zareagować na przemoc występującą w jakiejkolwiek postaci
i gdziekolwiek. Nie można przejść obojętnie i udawać, że nic się nie stało,
że nas to nie dotyczy. Dzisiaj my możemy przyjść komuś z pomocą, następnym razem
my możemy potrzebować pomocy. Powinniśmy chociaż próbować coś zrobić w danej
sytuacji.
W niektórych przypadkach może pomóc dobre słowo pociechy osobie pokrzywdzonej
lub grzeczna uwaga skierowana do osoby stosującej przemoc, co może okazać się
skuteczne i odnieść pożytek: "Jakże dobre jest słowo we właściwym czasie"
- Przyp. Sal. 15:23. To samo dotyczy przemocy fizycznej. Sumienie chrześcijanina
powinno być wyczulone na krzywdę innych i zdobyć się na odrobinę odwagi tam,
gdzie zachodzi konieczność, a Pan na pewno pomoże w trudnej sytuacji i da wyjście
z nieszczęścia. Chcę przytoczyć drobne zdarzenie, którego byłam świadkiem. Do
mojej bramy, która akurat tamtego dnia nie była zamknięta na klucz, wpadł jakiś
pokrwawiony mężczyzna, a za nim dwóch drabów, którzy okładali go pięściami.
Nie wiedząc, co mam zrobić, westchnęłam "Boże, pomóż" i błyskawicznie
odezwałam się do tych drabów, żeby uciekali, bo zaraz będzie tu policja. I poskutkowało.
Oni uciekli. Na szczęście krwawienie z nosa okazało się niegroźne - mężczyzna
umył się i podziękował. Obyło się bez policji. Czy miałam go wypchnąć za bramę?
A może udawać, że nic się nie dzieje? Nie wiem, jak by się to mogło skończyć,
tym bardziej, że incydent miał miejsce na mojej posesji?
Chciałabym jeszcze krótko nawiązać do zagadnienia mówiącego o przekraczaniu
dozwolonej prędkości. Wysnuwam wniosek, że zawsze trzeba być rozsądnym, w każdej
sytuacji życiowej, tak w sferze cielesnej, jak i duchowej i starać się nie przekraczać
wyznaczonej granicy. Więcej ponad to może okazać się dla nas niebezpieczne.
Czasami może nam się przydarzyć coś nieprzewidzianego, nieprzemyślanego, lecz
niech to będzie w granicach przyzwoitości, jak mówi apostoł Paweł: "Kto
by się potykał, nie bywa koronowany, jeśliby się przystojnie nie potykał"
(według przepisów, zasad) - 2 Tym. 2:5. Z tych słów wynika, że chyba każdy w
większym lub mniejszym stopniu się potyka, lecz gdy spostrzeże swój błąd, swoje
"przekroczenie prędkości" - niech stara się naprawić, aby następnym
razem być ostrożniejszym i "znaleźć łaskę ku pomocy w czasie przygodnym
(w stosownej porze) - Żyd. 4:16 i w końcu stać się jak drzewo oliwne zasadzone
nad strumieniem wód (Psalm 1:3). Tego życzę Czytelnikom i Redakcji.
Danuta Zabój, Łódź 25.03.2003
DO REDAKCJI "Na Straży"
23 lutego, 2003
Pragnę bardzo podziękować za odpowiedź na mój poprzedni list. Przyznaję,
że jestem mile zaskoczona. Nigdy nie pisałam do żadnego czasopisma, gdyż uważałam,
że nie mam nic ciekawego do powiedzenia. Być może tak jest. Spróbuję jeszcze
raz coś napisać, choć nie wiem, czy się przyda. Jeśli nie, to trudno. Chciałabym
podzielić się swoimi przemyśleniami dotyczącymi naszego szczęścia i miłości.
Moje życie, które poświęciłam Panu, jest pełne błogosławieństw, dobrodziejstw,
łask i miłości. Kiedyś było to dla mnie obce. W Prawdzie jestem od 1999 roku
i jestem bardzo szczęśliwa, gdyż Pan mnie kocha, wysłuchuje moje modlitwy, czego
nie doznałam przedtem. Jego wspaniałą miłość widać na każdym kroku i On jest
naszym najlepszym przyjacielem. Dzięki Bogu i Jezusowi poznaliśmy Świętą Prawdę
i możliwość zdobycia najwyższej nagrody - korony żywota.
Żyjemy w trudnych czasach, kiedy szatan chce zwieść jak najwięcej wierzących,
chce być zawsze górą. Nasz Pan jest silniejszy od niego, a zatem my, będąc w
Panu, możemy dać odpór szatanowi, a odejdzie od nas. To jest coś wspaniałego,
doceniajmy wszystko, co mamy od naszego Ojca i dziękujmy Mu za wszystko. W czasie
naszego życia w służbie Panu przechodzimy różne próby, doświadczenia, niekiedy
z własnej winy. Powołując nas Pan Bóg znał stan naszego serca, nasze słabości
i złe przyzwyczajenia. Nie możemy wejść do Królestwa Niebieskiego skażeni. Często
o tym myślę, gdyż świadoma jestem swych niedociągnięć. Cieszą mnie doświadczenia,
gdyż wiem, że one pokazują mi, co mam jeszcze naprawić i utwierdzają mnie w
tym, że Bóg mnie kocha i chce, abym była zbawiona.
Bóg jest moim Ojcem, ja zaś, będąc matką także wiem, że potrzebna jest
kara i pochwała. Swojego syna uczę podstaw, jakimi ma się kierować w życiu,
będąc chrześcijaninem. W przedszkolu jako jedyny nie uczęszczał na lekcje religii.
Zdarzało się, że nauczycielka nie wyszła z nim do innego pokoju, więc czasem
siedząc na kanapie był uczestnikiem takiej lekcji. Lekcje prowadził katecheta,
który przynosił maskotkę i grał na gitarze. Podobało mu się to, ale wiedział
już, że najważniejsza jest miłość do Boga i Jezusa i że nie można modlić się
do posągów. Kiedyś mąż, gdy poszedł odebrać syna z przedszkola, był świadkiem
rozmowy innego dziecka z ojcem. Dziecko zapytało się swego ojca: "Czy Pan
Bóg jest czarodziejem?" Ojciec nie wiedział, jak ma mu odpowiedzieć, ale
odpowiedzi udzielił mój syn, mówiąc : "Pan Bóg nie jest czarodziejem, ale
czyni cuda". Często brakuje nam dziecięcej wiary i odwagi. Syn nie lubił
chodzić do przedszkola, nie mógł znaleźć kolegi do zabawy i było mu smutno i
ciężko. Przed snem czytaliśmy mu Biblię dla dzieci m. in. opowieść o Danielu
w lwiej jamie (Daniela 6:8-12) i o trzech mężach wrzuconych do pieca ognistego
(Daniela, rozdział 3). Są to piękne opowieści, które nie tylko pomogły mojemu
synowi, ale także mnie.
Są czasy ostateczne i możemy spodziewać się różnych zdarzeń. Wiem i głęboko
wierzę, że w takim momencie Pan Bóg dopomoże mojemu dziecku zrozumieć, dlaczego
tak się dzieje i zaopiekuje się nim. Ważne jest, aby dziecko wiedziało, że w
naszym życiu najważniejszy jest Bóg i Jezus Chrystus i nigdy nie można w Nich
zwątpić ani się Ich wyrzec. W Księdze Daniela 3:15-18 czytamy: "Bo jeśli
nie oddacie pokłonu, będziecie natychmiast wrzuceni do wnętrza rozpalonego pieca
ognistego, a który bóg wyrwie was z mojej ręki? (...) Jeżeli nasz Bóg, któremu
służymy, może nas wyratować, wyratuje nas z rozpalonego pieca ognistego i z
twojej ręki, o królu. A jeżeli nie, niech ci będzie wiadome, o królu, że twojego
boga nie czcimy i złotemu posągowi, który wzniosłeś, pokłonu nie oddamy".
Słowa te są pełne wiary i odwagi. Ci trzej mężowie nie oddali pokłonu i znaleźli
się w piecu ognistym - 7 razy bardziej rozpalonym niż zwykle - ale otrzymali
pomoc - Bóg posłał swego anioła i uratował owych wiernych mężów, sługi swoje:
"Oto ja widzę czterech mężów chodzących wolno w środku ognia i nie ma na
nich żadnego uszkodzenia, a wygląd czwartej osoby jest do anioła" (Daniela
3:25). Nie zdajemy sobie sprawy z tego, ile razy my otrzymujemy pomoc od naszego
kochanego Ojca.
Również Daniel okazał swą wiarę w Boga, nie modlił się do króla, ale
tylko do Niego (Daniela 6:8-12). Nie wystraszył się i nie zaprzestał modlitwy,
i za to musiał być ukarany zgodnie z nakazem króla i wrzucony do jamy z lwami.
Ale Bóg go nie opuścił i posłał swego anioła, by zamknął paszcze lwów. Daniel
postąpił zgodnie ze swoją wiarą, a karę ponieśli ci, którzy chcieli go skrzywdzić.
Ile razy w naszym życiu są sytuacje, w których jedni drugich chcą skrzywdzić.
Nie bójmy się, postępujmy zgodnie z wiarą i miłością. Jesteśmy dziećmi Bożymi,
a nasz Ojciec opiekuje się nami. Módlmy się do Ojca Niebieskiego, dziękujmy
za wszystko, a przede wszystkim za Jezusa, przez którego przyszło zbawienie.
Pan Jezus w Ew. Mat. 10:26-33 pobudza nas do odrzucenia strachu i bojaźni przed
złymi ludźmi, mówiąc: "Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, ale
duszy zabić nie mogą (...) Każdego więc, który mię wyzna przed ludźmi i Ja wyznam
przed Ojcem moim, który jest w niebie". W Ew. Mat. 22:34-40 słowami: "Będziesz
miłował Pana, Boga swego, z całego serca swego i z całej duszy swojej i z całej
myśli swojej. Będziesz miłował bliźniego swego jak siebie samego" Pan Jezus
dał nam przykazanie miłości, bez którego nasze życie byłoby smutne i marne.
Kiedy jest nam smutno, nie płaczmy, ale módlmy się i przypomnijmy sobie o naszym
Panu pełnym miłości i radości. To On nas podniósł z grobu, bądźmy Mu wierni
i trzymajmy się Go mocno. "Pan jest pasterzem moim, niczego mi nie braknie"
- Psalm 23.
Życzę łask, błogosławieństw i miłości w tej naszej wędrówce, bądźmy szczęśliwi,
bo Pan nas powołał.
s.
Marzena Raczek
|